- 90 maratonów
Mój 90. maraton ukończyłem w Wilnie. Bieg odbył się 10 września tego roku. Wilno – to bardzo wyjątkowe miasto. Wyjątkowy też był ten bieg, pogoda zaś niezwykle sprzyjała biegaczom. Na mecie uzyskałem niezły czas: 3:37:11. Po biegu było zadowolenie i radość. Mimo, że nie było łatwo, to jednak udało się. I nie chodzi tu tyle o wynik, a bardziej o sam fakt zaliczenia 90-tego maratonu.
Swoją przygodę z bieganiem zacząłem już dawno temu. Jednak pierwszy maraton zaliczyłem w 2002 roku. Wystartowałem wówczas w 24. Maratonie Warszawskim. Pamiętam, jak bardzo się wahałem. Bałem się. Nie miałem pewności, czy jestem gotowy na pokonanie 42 kilometrów. Pomogli mi wtedy znajomi. Namawiali, zachęcali i wspierali. Wystartowałem. Pogoda była fatalna, strasznie lało. Było ciężko, ale dałem radę. Czułem ogromną radość. W swoim debiucie uzyskałem czas 4 godziny i 18 minut.
-
Drugi start był na wiosnę 2003 roku w Krakowie. To już był inny bieg. Miałem też inne nastawienie. Inna też była pogoda. W Krakowie poprawiłem swój wynik o blisko pół godziny. 3:51 było moim nowym rekordem. Pełen entuzjazmu w lipcu jechałem do Szczytna na swój trzeci maraton. Czułem się doświadczony i pewny poprawienia ostatniego rezultatu. Życie, a raczej maraton z dystansem 42,195 km, szybko nauczyły mnie jednak pokory. Uzyskałem wynik o 2 minuty gorszy od najlepszego. To był prawdziwy szok! Zamiast nowego rekordu było na mecie potworne zmęczenie i rozczarowanie. Myślałem wtedy „nigdy więcej maratonów”. Doszedłem jednak do siebie. Zacząłem spokojnie przygotowywać się do kolejnego maratonu. Był nim 25 Maraton Warszawski.
-
Po ostatnich bolesnych doświadczeniach kalkulowałem kolejny start na chłodno. Najważniejsze było pobiec jak najlepiej, ale bez nadmiernie rozbudowanej ambicji. Udało się. Niespodziewany nowy rekord 3:26 dodał mi nowego entuzjazmu i optymizmu. W kolejnych startach dalej poprawiałem swój rekord. Najlepszy czas zanotowałem 24 kwietnia 2005 roku podczas Maratonu Wrocławskiego. Przebiegłem go w 3 godziny, 9 minut i 54 sekundy. Do dzisiaj jest to mój rekord życiowy. Próbowałem go jeszcze poprawić, lecz bezskutecznie. Najbliżej byłem całkiem niedawno, w 2016 roku podczas Orlen Warsaw Marathon-u, kiedy to na mecie odnotowałem czas 3:11:07. Było naprawdę blisko. Do wyrównania rekordu zabrakło zaledwie 1 minuty i 13 sekund, mimo to, jeszcze nie poddaję się. Nadal liczę i wiem, że mogę, że jeszcze kiedyś się uda. Znam też takich maratończyków, którzy po 50-tym roku życia schodzili poniżej 3 godzin.
Najgorszy był dla mnie rok 2012, kiedy to nabawiłem się kontuzji, która wykluczyła mnie z biegania na blisko rok. Zatrzymałem się wówczas na 37 ukończonych maratonach. Wróciłem jednak. Po woli rozpocząłem bieganie na nowo. Przestałem gonić swój czas. Za to zwiększyłem intensywność spokojnych startów maratońskich. Rekordowym pod tym względem był rok 2015. Wówczas zaliczyłem (w jednym tylko roku) 27 maratonów. W tym było kilka biegów ultra, czyli takich, których dystans jest dłuższy niż 42 kilometry. Rekordem moim było, między innymi zaliczenie 5 maratonów w 5 dni albo 156 kilometrów w biegu 24-godzinnym. A w tym roku zrobiłem 3 maratony w 2 dni. Choć brzmi to jak szaleństwo, stanowi dla mnie wyzwania, które pokonuję jak dotąd skutecznie.
Wyzwań dla biegaczy jest naprawdę dużo. Moje najbliższe skupiają się na zaliczeniu 100-go maratonu. Przy obecnej intensywności chciałbym dokonać tego już w przyszłym roku. I jeśli nie pojawią się nieprzewidziane okoliczności, a zdrowie pozwoli, to tak też się stanie. Jeśli zaś zdołam zorganizować swój jubileuszowy maraton, będę zapraszał na to uroczyste wydarzenie wszystkich.
szczęśliwy biegacz – maratończyk,
nauczyciel wychowania fizycznego w Szkole Marzeń
Mirosław Cisek