Jubileumsmaraton 14 Juli 2012
Jubileuszowy maraton w Sztokholmie był wspomnieniem pięknego biegu z przed 100 lat. Wtedy to mieszkańcy stolicy Szwecji własnymi siłami wybudowali z czerwonej cegły okazały stadion lekkoatletyczny, na którym to rozgrywały się Igrzyska Olimpijskie.
W przeddzień maratonu udałam się po odbiór numeru startowego na Expo, które w scenerii Jubileuszowego Maratonu było niezwykłe. Na błoniach przed stadionem ustawiono stragany z regionalnymi sztokholmskimi produktami. Wszystkie osoby z obsługi ubrane były w stroje z początku 20 wieku. Muzykę wykręcał dostojny kataryniarz na zabytkowej katarynce. Stały stare samochody, motocykl, spacerowali przechodnie w strojach z epoki.
Oprócz jednego skromnego stoiska asicsa stylizowanego na modę z lat ubiegłych nie było innych reprezentantów współczesnych firm sportowych. W pakiecie startowym dostaliśmy białe chusteczki na głowę, takie same jak mieli biegacze 100 lat mu, którymi ochraniali się od słońca.
Jednym z najważniejszych zawodów Olimpiady w 1912 roku był bieg maratoński. Uczestniczyło w nim 69 biegaczy. Teraz było ponad 10 000 uczestników. Podzieleni byliśmy na pięć grup. Każda grupa wkraczała na stadion i zatrzymywała się przed trybuną honorową, na której 100 lat temu król i rodzina królewska pozdrawiali biegaczy. Teraz oddział wojsk w mundurach z początku 20 wieku oddał salwę honorową i rozpoczynał się bieg. Tak honorowo startowały wszystkie pięć grup. Ja startowałam w pierwszej grupie o godz. 13,48.
Ze Stadionu Olimpijskiego trasa prowadziła tak jak w 1912 drogą do kościoła w miejscowości Sollentuna i z powrotem tą samą drogą na stadion. Trasa była górzysta i dość trudna. Różnica między najwyższym i najniższym punktem wynosiła 41 metrów. W 1912 roku punkt zwrotny wyznaczał drewniany kij, dzisiaj stoi tam około sześciu metrowy kamienny filar w kształcie kolumny gotyckiej. Wzdłuż trasy biegu wielu kibiców było pięknie ubranych w strojach z epoki początku 20 wieku. Panowie we frakach i słomkowych kapeluszach, panie w długich sukniach z parasolkami w rękach. Muzycy w orkiestrze, grającej w różnych punktach na trasie biegu, wykonywali muzykę klasyczną z 1912 roku i oczywiście ubrani byli w stosowne stroje. Wszyscy wolontariusze byli w białych koszulach z czarnymi muszkami pod kołnierzykami i w słomkowych kapeluszach. Wszystkie te starania o drobiazgi dodawały uroku i niepowtarzalności temu biegowi.
W dzień biegu było duszno i zanosiło się na deszcz, który na szczęście się nie pojawił co pozwoliło spokojnie upajać się atmosferą tego niezwykłego dnia i odpoczywać po biegu wśród maratończyków. To jest najprzyjemniejsze i bezcenne móc dzielić radość w towarzystwie przyjaciół i znajomych.
Bieg można było ukończyć na dystansie takim jak był 100 lat temu to jest 40,200 metrów lub na 42,195 metrów. Decyzję podejmowało się po wbiegnięciu na stadion. Dla osób, które biegły dzisiejszy dystans maratoński, przygotowany był dodatkowy odcinek za stadionem i ponownie wracało się na stadion do linii mety.
W 1912 roku maraton ukończyło 35 zawodników. Wygrał Kennedy Kane McArthur z Południowej Afryki z czasem 2:36:48,8. Sto lat później Ewa z Piaseczna wywalczyła czas 3:57:59. Tak jak przed wiekiem na mecie zawodnicy częstowani byli szampanem tak teraz serwowano dla maratończyków wino musując, wino bezalkoholowe, wodę. Oczywiście wypiłam lampkę wina ( no może dwie) za zdrowie wszystkich biegaczy.
Pięknie Ewa, gratulacje!! Wśród kobiet z Polski zajęłaś III miejsce 🙂 no i jak na taką pagórkowatą trasę to wykręciłaś świetny wynik! Wielkie gratulacje!!
Ewa jak zwykle bardzo ładnie! Gratulacje!